Historia krótkiego życia i długich poszukiwań Zacheusza Rakowskiego
(4 sierpnia 1916 - wrzesień 1939)
   Zacheusz Rakowski był najmłodszym dzieckiem Andrzeja Rakowskiego (1865 – 1952)
i Marianny Rakowskiej z domu Skibińskiej (1876 – 1958).
Najmłodszemu z dziesięciorga rodzeństwa dane było żyć najkrócej. Przeżył zaledwie 23 lata. Mieszkał z rodzicami w Łopiennie.
Nie zdążył założyć rodziny, nie zostawił więc po sobie potomstwa, jak liczni jego bracia i siostry. Wyuczył się zawodu piekarza.
Terminował przez jakiś czas u swojego szwagra, Stanisława Politowskiego, mistrza piekarskiego,
który wraz z żoną Anną prowadził własną piekarnię i sprzedaż pieczywa przy ulicy Poznańskiej w Wągrowcu.
W obliczu agresywnej polityki nazistowskich Niemiec i narastającej groźby konfliktu zbrojnego został,
jak tysiące innych młodych mężczyzn, powołany do wojska. Służbę rozpoczął 22 lutego 1939,
przydzielony do 3 batalionu 62 pułku piechoty, stacjonującego w Bydgoszczy.
Z powodu niezadowalającego stanu zdrowia nie był przeznaczony do szkolenia w zakresie działań frontowych,
przeto – z uwagi na jego zawód – powierzono mu funkcję kucharza. Zginął w pierwszych tygodniach kampanii wrześniowej,
pełniąc służbę przy kuchni polowej, zaopatrującej walczące oddziały. Miejsce jego śmierci i pochówku pozostaje nieznane.
Poległ prawdopodobnie podczas ciężkich walk nad Bzurą, w okolicach Warszawy.
Zachowało się po nim niewiele pamiątek. Kilka fotografii (pięć, bodaj jedynych zachowanych,
eksponowanych jest w fotogalerii klanu Rakowskich, z czego cztery indywidualne prezentowane są także
w niniejszej nocie biograficznej) i dwa pisemne świadectwa: wpis do pamiętnika najstarszej siostry Anny (1903 – 1992),
oraz list wysłany do tejże siostry w przededniu wybuchu II wojny światowej.
Oto czterowiersz niespełna 11-letniego Zacheusza (o
treści niejako proroczej), wpisany do pamiętnika siostry Anny wczesną wiosną
1927 roku:
Jedni żądają z
uczuć poświęcenia,
Inni nawet czułych łez miłości,
Ja tylko proszę wśród innych wspomnienia
I omnie wspomnij w przyszłości.
Dla pamięci wiecznej
skreślił
Zacheusz Rakowski.
Łopienno d. 31.III 1927 r.
...12 lat później, zamknięty w bydgoskich koszarach niemal od pół roku, Zacheusz, pisze 21 sierpnia 1939 roku list do siostry Anny,
dziękując za pamięć i życzenia z okazji przypadających w tym miesiącu jego imienin (także urodzin).
Jest to bodaj ostatni znak życia (a w każdym razie ostatni, który się zachował),
dany przez nieświadomego bliskości wojny młodego rekruta, na dziesięć dni przed jej wybuchem.
List, pisany w lekkim i nieco żartobliwym tonie, czyta się dziś z uczuciem pewnego odrealnienia
i współczuciem dla młodego chłopaka, który nie wie, że za 2-3 tygodnie zginie.
Ma się wrażenie, że pisze go młody poborowy w czasie bardzo spokojnym, nie wróżącym żadnego kataklizmu,
marzący o wakacjach, które go omijają tego roku, planujący choćby krótki wypad na przepustkę do rodzinnego
Łopienna w połowie września. Z tego prywatnego listu przebija niesłyszalny dla autora szyderczy śmiech
stąpającej milowymi krokami pani Historii, która za chwilę zamieni odciągniętą od maminego stołu i owiniętą w onuce,
drelichy i hełmy męską młódź, objuczoną bojowym rynsztunkiem smarkaterię,
całą tę wyrwaną z beztroski niedawnego życia rzeszę skoszarowanych żółtodziobów w mięso armatnie.
To sprawia, że ten skądinąd krotochwilny liścik, pisany na progu koszmaru wojny, staje się dziś bardzo
smutny w wymowie.
  Kochana Siostro!
Liścik
z życzeniami imieninowemi odebrałem 19.8. za który dziękuję Ci
bardzo. Chociaż żeś tak długo znać o sobie nie dała, to jednak z
życzeniami jesteś najpierwsza. Do tej chwili jeszcze nikt mi inny nie
powinszował. Ciekawy jestem kto będzie drugi? Jak się okazuje z Twego
listu to sobie Politowska dość dobrze żyje. Trochę choruje płacze,
i nażeka a niedługo potem wyjedzie sobie na wakacje. O tak to ja bym
też chciał. Ja w wojsku siedzę już ½ roku i ani na dzień na
wakacje nie mogę wyjechać.
Po
przeczytaniu Twego listu, wziąłem sobie postanowienie że i ja chociaż
nie na wakacje, to jednak na chwilkę do Łopienna zajżeć muszę. Więc
plan już mam, rozchodzi się teraz o wykonanie, będzie to koło 15
września.
Ja
byłem wybrany na szkołę tylko zdrowie moje na to nie pozwala, jestem
zato kucharzem. Mam teraz bycze życie.
Tak
nic nowego.
Milutkie pozdrowienia dla całej rodziny St Politowskich śle
Zacheusz
Osobne pozdrowienie dla Maćka Kaniewskiego.
Niedługo
się zobaczymy
Z
R
Bydgoszcz
21.8.39 roku
[dopisek z boku]: Jak
3 razy list przeczytałem to za 4 razem zobaczyłem znaczek Z
Na pierwszej stronie listu ktoś (chyba jego adresatka) dopisał
ołówkiem u góry:W wojsku od marca 1939.
Inne prorocze słowa padły z ust najstarszego brata Zacheusza,
Stanisława (1898 – 1937), który nie doczekał drugiej pożogi
wojennej w Europie, zmarłszy w czterdziestym roku życia. Sam przeszedł
przez fronty I wojny światowej z pruskiego poboru, by z chwilą
odzyskania niepodległości przywdziać mundur polski. Najstarszy brat
rzekł do najmłodszego na długo przed roznieceniem przez zbiorowy
ludzki obłęd drugiej masowej rzezi: „Ja robiłem pierwszą wojnę,
ty będziesz robił drugą”. Stanisław, nie dowiedziawszy się nigdy
czy druga wojna istotnie nastąpiła, odszedł na zawsze dwa
lata przed jej wybuchem i tyleż lat po jego śmierci dołączył do
niego Zacheusz, spełniając braterskie proroctwo, jakkolwiek jego wypełnienie
miało krótki żywot.
   Gdy we wrześniu 1939 roku słuch
po Zacheuszu zaginął, rodzina nie ustawała w wysiłkach, by się
czegoś o jego losie dowiedzieć.
Oto krótka
dokumentacja niektórych z tych starań, ciągnących się przez dziesięciolecia,
podejmowanych przez najstarszą siostrę Annę i najstarszego z żyjących
braci, Włodzimierza, alias Walentego (1900 – 1980).
   Pierwszy dokument to odpowiedź Biura Informacyjnego Polskiego
Czerwonego Krzyża na pytanie Anny o los zaginionego brata, udzielona 27
marca 1941 roku (polski PCK miał zezwolenie władz okupacyjnych na
prowadzenie działalności w czasie wojny). Dokument, który jest dwujęzyczny
(z jednej strony tekst niemiecki, z drugiej polski), stwierdza brak
jakichkolwiek informacji o losie Zacheusza:
  Następny
chronologicznie dokument to list Anny do brata Włodzimierza z 8 marca
1978 roku, w którym donosi, że od kolegi Zacheusza (Józefa Berlika,
który służył w tym samym pułku co Zacheusz, tylko w innym
batalionie i który przeżył wojnę i zamieszkał we Wrocławiu) dostała
spisaną relację o ostatnim jego z Zacheuszem spotkaniu kilka dni przed
wybuchem wojny i o tym, że od jej wybuchu nie widział go i że on
prawdopodobnie poległ pod Warszawą, nad rzeką Bzurą, gdzie jego pułk
został niemal doszczętne wybity. Kolega Zacheusza, jak inni,
przypuszcza, że batalion, w którym służył Zacheusz, został rozbity
w okolicy Koronowa (30 km na północ od Bydgoszczy) już w pierwszych
dniach wojny, jako że po tygodniu walk jego batalion przestał
otrzymywać obiady na skutek braku kontaktu z kuchnią. To pisemne
2-stronicowe świadectwo Józefa Berlika (dyktowane przez niego
szwagierce) dołączone jest do listu Anny, a raczej list Anny jest
dopiskiem do zeznań Berlika.
Trzy
tygodnie po otrzymaniu listu od swojej siostry, Włodzimierz Rakowski
wysyła 28 marca 1978 do
PCK w Warszawie prośbę o pomoc w odnalezieniu śladów po zaginionym
bracie.
Dwa
lata później otrzymuje 7 lutego 1980 – dzień po swych 80-tych
urodzinach i tydzień przed własną śmiercią – z Zarządu Głównego PCK odpowiedź, graną, jak zwykle, na tę
samą nutę: nic nie wiadomo, nie ma śladów, próżne nadzieje. To
ostatni z prezentowanych dokumentów. Godny podziwu jest upór
najstarszego (po Stanisławie) brata, by póki życia, póty nie porzucać
nadziei, że los najmłodszego brata zostanie w końcu wyświetlony.
Po śmierci swego brata Włodzimierza, Anna nie podejmowała więcej
starań o wyjaśnienie losów swego najmłodszego brata Zacheusza. Zmarła
12 lat później, w 1992 roku, jako przedostatnia z dziesięciorga rodzeństwa,
przeżywszy 89 lat.